Swoją żonę Agnieszkę poznałem 10 lat temu na imprezie u kolegi. Dość szybko zaczęliśmy się spotykać, a po roku znajomości zamieszkaliśmy już razem. Układało się nam świetnie, spędzaliśmy ze sobą większość wolnego czasu, chodziliśmy do kina, na spacery, jeździliśmy na wycieczki w góry. O dziwo, zaakceptowali mnie nawet jej rodzice, których bardzo się obawiałem. Mieliśmy stabilną sytuację życiową – obydwoje po studiach, pracujący, z całkiem ładnym mieszkaniem, odziedziczonym po moich dziadkach.
Ktoś, kto patrzyłby na to wszystko z boku mógłby powiedzieć – po prostu bajka. I faktycznie, tak właśnie było! Oświadczyłem się jej w równie bajeczny sposób w naszej ulubionej restauracji, 2 lata po rozpoczęciu znajomości. Agnieszka od razu przyjęła moje oświadczyny i w lipcu następnego roku byliśmy po ślubie. Początki naszego wspólnego życia już jako małżonków były dość trudne, przeplatały się zarówno dobrymi, jak i złymi chwilami. Winę za nieporozumienia zrzucaliśmy na karb dość mocnych charakterów, które niewątpliwie ja i ona posiadaliśmy. Nie przejmowałem się tym wtedy za bardzo, tłumacząc sobie, że przecież w każdym nawet najlepszym małżeństwie pojawiają się kłótnie, i że to na pewno jest normalne.
Jednym z najważniejszych momentów w moim życiu były narodziny naszego pierwszego syna Łukasza
Początkowo przerażała nas rola, jaką przyszło nam pełnić. Nie mieliśmy przecież wcześniej doświadczenia w opiece nad małym dzieckiem. Na szczęście sporo pomagali nam nasi rodzice, bez których wsparcia pewnie nie dalibyśmy sobie rady i utonęli w stertach pieluch. Wydaje mi się, że ja też sprawdzałem się jako ojciec. Od początku przejawiałem duże zaangażowanie w opiece nad naszym synem. Moje podejście wynikało też zapewne z wartości jakie rodzice, którzy byli wręcz idealnym małżeństwem, wpoili mi jeszcze w dzieciństwie. Do dziś wspominam słowa ojca mówiące o tym, że rodzina jest najważniejsza i trzeba o nią dbać. Nadmiar obowiązków powodował jednak, że ciągle były między nami jakieś spięcia, trwające nawet po kilka dni. W tamtym okresie w mojej firmie dochodziło również do licznych zwolnień. W obawie przed utratą stanowiska, a więc i ciągłości finansowej, na którą nie mogliśmy sobie nawet na chwilę pozwolić wiedząc, że mamy dziecko, cały swój czas spędzałem za firmowym biurkiem, przez co często nie było mnie w domu.
Wiadomość o drugiej ciąży mojej żony, o której oznajmiła mi dwa lata później, przyjąłem z nie mniejszym entuzjazmem. Wiedziałem, że teraz wszystko będzie łatwiejsze. Poradziliśmy sobie przy pierwszym dziecku, to i poradzimy przy drugim. Miałem też cichą nadzieję, że może pojawienie się kolejnego malucha scali jakoś nasze małżeństwo, spowoduje, że znowu się do siebie zbliżymy – ja przestanę uciekać do pracy, a Agnieszka przestanie uciekać ode mnie.
Kiedy urodził się Paweł od razu zauważyłem, że wcale nie jest do mnie podobny
Wydawało mi się, że ma inne oczy, inny nos, inne usta, wszystko zdawało mi się inne!!! Poza tym był blondynem. Przecież ja i Agnieszka jesteśmy brunetami! Na początku myślałem, że to wszystko mi się śni, że to niemożliwe. Ta myśl nie dawała mi jednak spokoju. Zwierzyłem się raz z tych wątpliwości swojemu dobremu koledze. W pierwszej chwili zaczął się ze mnie śmiać, mówiąc, że mam jakieś paranoje, a potem dodał: „To zrób test na ojcostwo.” Kiedy to usłyszałem pomyślałem – kretyn! Wracając do domu zacząłem się jednak nad tym wszystkim poważniej zastanawiać i stwierdziłem, że nie jest to wcale taki głupi pomysł. Po chwili jednak znów nachodziły mnie wątpliwości, a w głowie pojawiały się setki myśli: A co jeśli się mylę? A co jeśli nie mam racji? „Jeśli Agnieszka dowie się, że podejrzewam ją o zdradę, a to okaże się nieprawdą nasze małżeństwo legnie w gruzach!”. Postanowiłem mimo wszystko dowiedzieć się czegoś na temat testów w celu ustalenia ojcostwa. W Internecie znalazłem informacje, że istnieją testy, które wykonuje się do celów prywatnych oraz sądowych. I tu pojawiło się dla mnie zielone światło! Jak wynikało z opisu, wykonanie testu do celów prywatnych nie wymagało pobrania materiału od matki dziecka, a w związku z tym Agnieszka wcale nie musi brać w nim udziału! Choć w zasadzie do końca zastanawiałem się czy dobrze robię, zamówiłem zestaw testowy na stronie jednego z laboratoriów świadczących usługi w tym zakresie, a następnie pobrałem próbki od siebie i Pawła oraz odesłałem z powrotem. Na szczęście było to dość proste i przede wszystkim nie bolało. Czas oczekiwania na wyniki, mimo iż krótki, ciągnął się w nieskończoność. W tym czasie myślałem, że oszaleję, jednocześnie ciągle zadawałem sobie pytanie czy dobrze robię. Przecież to może wszystko zniszczyć.
Po 7 dniach przyszła jednak odpowiedź…
Najlepsza jakiej mogłem się spodziewać! Jestem ojcem Pawła! Czułem się jakby wstąpiło we mnie nowe życie, jakby mój syn także urodził się na nowo Zaraz po otrzymaniu wyniku było mi wstyd na myśl o tym, że mogłem posądzić Agnieszkę o zdradę! To było głupie z mojej strony – myślałem wtedy. Wydawało mi się, że skoro jest miedzy nami źle to na pewno ona musi kogoś mieć…No i te blond włosy…Kiedy opadły już wszystkie emocje stwierdziłem, że zrobienie testu ojcostwa było jednak dobrym posunięciem.
Dzięki niemu wiedziałem, że syn na pewno jest mój. Gdybym go nie wykonał być może do końca życia dręczyłyby mnie wątpliwości, a ciągłe podejrzenia i tak zrujnowałyby nasz związek. Wynik testu wpłynął na mnie bardzo pozytywnie, co miało swoje odbicie również w relacjach między nami. Zaczęliśmy sobie bardziej ufać, mniej się kłóciliśmy i więcej rozmawialiśmy – jak zupełnie nowa, szczęśliwa rodzina. Czułem, że wszystko wróciło do normy. Włosy Pawełka po pewnym czasie również ściemniały…
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią zapraszam do konaktu info@testynaojcostwo.pl
Brak komentarzy, bądź pierwszy!