Opowiem o tym… jak zostałem zdradzony. I jak po wykonaniu testu DNA dowiedziałem się, że synek nie jest moim biologicznym dzieckiem. Pewnie pomyślicie teraz: „to chyba nie jesteś już z tą kobietą?!”. Otóż jestem. Kocham syna, wychowuję go i wbrew pozorom – ta sytuacja naprawdę nas umocniła.
Ale zacznijmy od początku…
W pewnym momencie związku moja żona – Monika zaczęła trochę inaczej się zachowywać. Była zamknięta w sobie, nie chciała spędzać ze mną czasu, a seks zdarzał się naprawdę sporadycznie. Próbowałem to wyjaśniać, ale cały czas mnie odrzucała. Stwierdziłem, że może ma zły humor z powodu pracy, nie chciałem dodatkowo jej denerwować i wypytywać. Po ok. 3 miesiącach okazało się, że jest w ciąży. Byłem wniebowzięty, myślałem, że teraz na pewno znowu staniemy się szczęśliwą rodziną. Która się powiększy!
Owszem, Monika cieszyła się, ale między nami wcale nie było lepiej. Czułem dystans. Potem urodził się Maciek. Śliczne dziecko, takie radosne, od razu je pokochałem. Ale wydawało mi się, że wcale nie jest do mnie podobne. Ja i Monika mamy naturalnie blond włosy, a Maciek – czarne. Chociaż szkołę skończyłem dawno temu, pamiętałem z genetyki, że przecież to jest chyba niemożliwe!
Czy to na pewno moje dziecko?!
Zacząłem zastanawiać się coraz bardziej… Może dziwne zachowanie Moniki sprzed roku rzeczywiście spowodowane było romansem? Ale przecież to nierealne… Wcześniej zawsze było między nami idealnie, po co miałaby to robić? Chociaż ciągle zajmowałem się Maćkiem, bawiłem się z nim i opiekowałem, mojej głowy nie opuszczała natrętna myśl. „Czy to na pewno moje dziecko?!”. Zacząłem szukać w Internecie, jak sprawdzić ojcostwo.
Oczywiście nie chciałem mówić o tym nikomu, potrzebowałem testu, który będzie dyskretny. Początkowo bałem się, że to wcale nie będzie możliwe. Potem na stronie testdna.pl znalazłem badanie, które wykonywane jest z mikrośladów i do którego wystarczy DNA dziecka i mężczyzny. Na początku nie wiedziałem, o co dokładnie chodzi, ale po rozmowie z konsultantem wszystko stało się jasne. Mikroślady to dowolne elementy z naszym DNA. Mogłem przekazać do badania cokolwiek, np. zużytą gumę do żucia, używaną szczoteczkę do zębów czy… smoczek!
Test na ojcostwo ze smoczka – nie myślałem, że to będzie aż tak proste
Zdecydowałem się przekazać do testu smoczek Maćka i moje wymazy z policzka. Smoczków w naszym domu było tak dużo, że nikt nie zauważył zniknięcia jednego z nich. Zestaw do pobierania próbek zamówiłem do pracy – przez Internet. Szybko odesłałem próbki i czekałem na wynik. Kiedy otwierałem przesyłkę, ręce trzęsły mi się jak nigdy. Ale wystarczyło jedno spojrzenie i wiedziałem: ojcostwo wykluczone na 100%. Nie poczułem wtedy złości, smutku czy strachu… Poczułem pewność. A w domu czekała mnie rozmowa z Moniką.
Pokazałem wynik testu, rozpłakała się. Że to nic nie znaczyło, że to przelotna znajomość z obcokrajowcem, że chciała mi powiedzieć, że miała nadzieję, że to moje dziecko… Właściwie o nic nie pytałem.
Badanie, które dało mi pewność
Potrzebowałem trochę czasu dla siebie, żeby wszystko przemyśleć. Wiedziałem, że nie odrzucę Maćka, że mimo wszystko bardzo go kocham. Wynik testu dał mi pewność, że chociaż nie jest moim biologicznym synem, chcę wychować go jak własnego. Gdyby nie testDNA pewnie ciągle zastanawiałbym się nad sytuacją i kto wie – może po pewnym czasie podejrzenia nie dałyby mi żyć. Teraz mam całkowitą pewność i spokój na całe życie. I pomyśleć, że wystarczył tylko smoczek!
Brak komentarzy, bądź pierwszy!